TO NIE MÓJ CYRK I NIE MOJE {MAŁPY}

TO NIE MÓJ CYRK I NIE MOJE MAŁPY

Wchodząc do organizacji często widzimy rozmieszczone w różnych miejscach hasła i deklaracje, że bezpieczeństwo jest najwyższą wartością, że wobec bezpieczeństwa wszyscy jesteśmy równi, że nadrzędnym celem organizacji jest „0 wypadków”, itp. Na tablicach informacyjnych dostrzegamy liczbę dni bez wypadku i wyobrażamy sobie, że dla tej firmy bezpieczeństwo stanowi naprawdę najwyższą wartość. Ale czy tak jest na pewno? Jak owo bezpieczeństwo wygląda w praktyce?

 

Gdyby tak firmę X porównać do cyrku, w którym są pogromcy lwów, połykacze ognia, linoskoczkowie i klauni, ale nie ma widowni, to czy cyrkowe widowisko miałoby w ogóle sens? Z pewnością nie. Widzowie są zawsze. Stanowią część wielkiego wydarzenia, mimo że przyszli z zewnątrz. Pod namiotem wybitnie wyćwiczonych i wyszkolonych artystów, absolutnie kluczowym elementem są ci, którzy przyszli obejrzeć spektakl. I mimo że nie stanowią części załogi cyrkowej to są częścią czegoś wielkiego, czegoś, za co wzajemnie stają się odpowiedzialni – spektakularne widowisko i znakomita zabawa. Dlaczego więc w świecie kultury bezpieczeństwa w organizacji, tak łatwo przychodzi nam zrzucanie odpowiedzialności i nie reagowanie na różnego rodzaju uchybienia? Odpowiedzialność za bezpieczeństwo to psychologicznie bardzo złożona kwestia. 

Case:

Jan Kowalski jest pracownikiem firmy zewnętrznej, zajmującej się naprawą oraz konserwacją maszyn i urządzeń. Jako kontraktor czy też pracownik zewnętrzny zostaje oddelegowany do pracy w firmie X, gdzie jego zadaniem jest konserwacja maszyny. Oczywiście, zgodnie z obowiązującymi procedurami bezpieczeństwa, Kowalski przechodzi krótkie szkolenie w zakresie BHP. Na linii, gdzie odbywa się konserwacja nie ma bezpośredniego przełożonego naszego bohatera. Jednak jest przełożony firmy X, odpowiadający za ten obszar. Kiedy Kowalski łamie przepisy stwarzając bezpośrednie zagrożenie dla swojego życia i zdrowia, przełożony firmy X pozostaje obojętny, bo w końcu Kowalski nie jest jego bezpośrednim podwładnym. Co więcej, także inni pracownicy zatrudnieni w firmie X nie reagują na nieprawidłowe wobec bezpieczeństwa zachowanie Kowalskiego. W konsekwencji dochodzi do wypadku ciężkiego, w którym Jan Kowalski traci dwa palce prawej ręki…. 

Dlaczego do tego doszło? Dlaczego nikt nie zareagował? No i kto jest winny?

Wszyscy firmy X tłumaczą się, że Kowalski nie jest ich pracownikiem i współpracownikiem, a pracownikiem firmy zewnętrznej. Nie do nich więc należy zwrócenie mu uwagi.

Co dokładnie pokazuje opisana sytuacja? Otóż, mamy tu do czynienia z tzw. dyfuzją (rozproszeniem) odpowiedzialności, opisaną przez psychologów John’a Darley’a i Bibb’a Latané jako efekt osoby postronnej (bystander effect). Już w latach 70-tych XX wieku obaj panowie podjęli próbę odpowiedzi na pytanie, co sprawia, że świadkowie przestępstwa lub innej nagłej sytuacji nie przychodzą ofierze z pomocą. 

Otóż, takie rozproszenie odpowiedzialności polega przede wszystkim na tym, że poczucie obowiązku działania słabnie u każdego członka grupy z osobna, szczególnie w sytuacji zdarzenia zbiorowego. Dzieje się tak najczęściej wtedy, gdy taka osoba postrzega odpowiedzialność jako podzieloną na wszystkich uczestników zdarzenia lub też uważa, że ową odpowiedzialność wziął na siebie przywódca. W konsekwencji u każdego członka grupy poczucie obowiązku reagowania maleje, co niestety objawia się znikomym zaangażowaniem osobistym. Jak wskazują liczne badania oraz potoczne obserwacje - im większa grupa obserwatorów zdarzenia, tym mniejsza szansa, że ktoś zareaguje. Skoro ludzi w cyrku jest wielu, to nie reaguję, bo i cyrk nie mój, i małpy też nie moje.

Jednak dlaczego w opisanym powyżej zdarzeniu w firmie X żadną reakcją nie wykazał się przełożony firmy X odpowiadający za obszar? A no dlatego, że oprócz rozproszenia odpowiedzialności istotną kwestię stanowi w tej sytuacji także charakterystyka zakresu kompetencji. Współcześnie w zarządzaniu coraz precyzyjniej definiuje się zakres uprawnień i odpowiedzialności. I być może właśnie na tej podstawie pracownik firmy zewnętrznej, który uległ wypadkowi, został zdefiniowany przez przełożonego firmy X jako „to nie mój pracownik, ja za niego nie odpowiadam, on ma swojego przełożonego.” 

Zarówno pracowników wykonawczych, jak i ich managerów warto jednak edukować w zakresie odpowiedzialności. Nie jest to łatwy proces, gdyż już na pierwszym etapie należałoby skutecznie oduczyć bierności w reagowaniu, a dopiero później wykształcić postawy świadomej odpowiedzialności wobec bezpieczeństwa. Należy przy tym pamiętać, że bardzo istotnym elementem takiego procesu jest odpowiednia komunikacja oraz konsekwencja w działaniu. Tylko wtedy istnieje realna szansa na internalizacją norm bezpieczeństwa.

Jak zatem sprawić, aby pracownik poczuł się częścią wspaniałego cyrku i współwłaścicielem małp? Jak zachęcić każdego członka naszej organizacji do tego, aby nieustannie budował odpowiedzialność za bezpieczeństwo swoje i innych?

Zapoznaj się z ofertą Szkolenia

Półkole